|
Autor |
Wiadomość |
Don Crown
Gość
|
Wysłany:
Wto 21:13, 19 Wrz 2006 |
|
Wszystkie postacie, zdarzenia i miejsca są wytworem mojej wyobraźni.
Pobiegł czym prędzej na nadbrzeże, a oczy zalewały mu łzy. Serce ściskał mu okrutny ból, wiedział, co się musi stać, aby się go pozbyć. Znał zakończenie. Spełniało się to, czego obawiał się najbardziej i nad czym już wcześniej rozmyślał. Nie miał wyjścia, sytuacja miała nieodwracalny wpływ na jego nieco zbyt pochopną decyzję. Przystanął na chwilę, aby złapać oddech. Mgła gęstniała wokół niego niczym mleko wlewane do wody. Ciekawość zwyciężyła nad logiką – postanowił się obejrzeć. Świat za jego plecami nie różnił się od tego z naprzeciwka. Jednak nie to go interesowało najbardziej. Szukał bowiem znajomej sylwetki, choć zarysu osoby, od której uciekał, a którą ongiś kochał. Przyportowy parking, na którym odbyła się ich ostatnia rozmowa był pusty. W głowie wciąż dźwięczały nieprzyjemnie ostatnie słowa ich ostatniej wymiany zdań…
- Skończyło się to, co było kiedyś. – powiedział wtedy.
- Jak mogło się skończyć, skoro dalej jesteśmy parą?! Ja nigdy nie zmieniłam mojego stosunku do ciebie, ale widzę, że ty już mnie nie kochasz…
- Jak możesz nawet tak myśleć? To raczej ja powinienem zadać ci pytanie o miłość. W końcu o mnie nie raczyłaś pamiętać przez ostatnie kilka tygodni. I nie zaprzeczaj: to, co było między nami na początku w niczym nie przypomina tego, jak jest dziś. Zachowujesz się, jakbym był dla ciebie nikim więcej jak tylko przyjacielem.
- Ale ja wcale tak nie uważam! Wciąż cię kocham, a ty niepotrzebnie odstawiasz jakieś cyrki. I ostrzegam cię: kończy się moja cierpliwość.
- Chcesz mi powiedzieć coś więcej, niż tylko postawić jakieś głupie ultimatum? Nie będę tolerował ignorancji.
- Jakiej ignorancji? O czym ty w ogóle mówisz?
- Nie udawaj, że nie wiesz. Nie przyznajesz się do mnie przy ludziach, nikt z naszych znajomych nie wie, czy jeszcze ze sobą jesteśmy…
- Niech tak myślą! Co ja im bronię? Jestem pewna mej miłości do ciebie, chyba to jest najważniejsze, a nie durne opinie obcych ludzi, którzy sądzą, że są w temacie i mogą wypuszczać w świat plotki.
- Widziałem cię wczoraj z nim… - nie wytrzymał i wytoczył najcięższą artylerię. – Nie wyglądałaś na taką, która pamięta o tym, że ma chłopaka.
- J…Jak to? Nie, to nie było tak jak myślisz. Otóż… - próbowała się tłumaczyć.
- …otóż wiem co widziałem! Pojechałaś do niego, wiem, bo was śledziłem!
- Jak mogłeś? Nie ufasz mi? Poza tym omawialiśmy sprawy służbowe.
- Potem nagle zgasło światło i na całej ulicy słychać było twoje jęki. O przepraszam! Usilnie negocjowałaś warunki kontraktu!
- Jesteś podły – wykrzyknęła, po czym uderzyła płaską dłonią w wilgotną od mgły twarz Mateusza.
Oboje zamilkli. W oddali dało się wychwycić z powietrza jedynie warkot silników zawijających do portów barek biednych rybaków. Emocje powoli zaczęły opadać. Monika załkała pod nosem.
- Przepraszam cię kochanie. – mówiła pociągając nosem – Ja… ja wypiłam chyba trochę za dużo… A on ciągle dolewał. Straciłam nad sobą kontrolę. – głos załamał się i rozpłakała się na dobre.
- Nie płacz Żabko. – wypowiedział ulubione zdrobnienie jakie jej nadał i przytulił mocno.
- Proszę! Spróbujmy jeszcze raz! Niech będzie tak jak dawniej…
- Zdradziłaś mnie…
- Owszem, ale nie wracajmy do tego!
- Zdradziłaś mnie z najlepszym przyjacielem! – nerwy zaczęły puszczać. Monika podniosła głowę z jego ramienia i wbiła wzrok w kamienną twarz Mateusza.
- Co ty mówisz?
- Najlepiej będzie, jeśli się rozejdziemy. Każde w swoją stronę. – wypowiedział słowa, które zadały mu nie lada ból. Nie tylko jemu zresztą.
- Mateuszku, powiedz, że żartujesz! Chyba nie powiesz mi, że twoje uczucie zgasło w jedną chwilę? Poza tym to był ten jeden raz! Naprawdę – zawsze byłam ci wierna!
- Kilka dni wcześniej też u niego byłaś. Więc mnie nie okłamuj. Widziałem przez okno, jak się kochacie. – Monika momentalnie zbladła. Omal nie zemdlała. Niestety Mateusz miał rację, nie miała żadnego alibi. Mogła się jedynie przyznać do romansu z Michałem, jego najlepszym przyjacielem.
- Zdradziłaś mnie kilka razy, a przed chwilą zapierałaś się, że to był tylko ten jeden wypadek?! – wrzasnął i pod wpływem chwili szarpnął dziewczyną jak marionetką.
Przestraszyła się go, zobaczyła w jego oczach coś, co ją przeraziło. Nie poznawała już swojego starego, ciepłego i spokojnego Mateusza. Mimo to nie dziwiła mu się. Wstała zaprzestając lamentu, otrzepała brudne ubranie i spojrzała mu głęboko w oczy. Tak głęboko, jak jeszcze nigdy nie patrzyła.
- Tak, zdradzałam cię z Michałem. – a słowa te wypowiedziała tak spokojnie, jak jeszcze nigdy. Z Mateusza w jednej sekundzie uleciał gniew. Wrócił stoicki spokój. Zaczerpnął głęboki wdech i spytał:
- Dlaczego?
- Nigdy tego nie zrozumiesz. Uznajmy, że nie pasowaliśmy do siebie.
- Dawniej mówiłaś inaczej…
- Dawniej to było co innego. Szukałam przygody, ty się napatoczyłeś, zauroczyłeś mnie chwilowo, ale to już minęło.
- Więc wypada tylko się pożegnać…
- Rób jak chcesz. Wracam do Michała, pewnie już się martwi.
- Czyli jeżeli ta rozmowa potoczyłaby się inaczej, jeślibym ci wybaczył i starali się zacząć od nowa, ty pojechałabyś znów do niego?
- Muszę odpowiadać na to pytanie? – zapytała cynicznie zapalając papierosa.
- Nie – odrzekł i powoli zaczął się wycofywać – chcę jeszcze ci powiedzieć, że nadal mimo wszystko cię kocham. – odwrócił się na pięcie i spacerem ruszył przed siebie.
- Mateusz! – krzyknęła za nim Monika. Odwrócił się w nadziei usłyszenia ciepłego słowa lub pocałunku na „do widzenia”
- Ja cię chyba… nigdy nie kochałam. – słowa przeszyły całe jego ciało, niczym rój ostrych niczym brzytwa igieł.
Nic już więcej nie powiedział. Rzucił się biegiem w kierunku nabrzeża. Biegł, a oczy zalewały mu łzy. Tak się znalazł w tym miejscu. Ocknął się, gdyż zdawało mu się, że słyszy jej głos. Niestety. Stał sam w opustoszałym porcie. Ślepia powoli puchły od nadmiaru łez. I na co mi było wspominać tą rozmowę?, pomyślał. Zrazu przypomniał sobie co miał zrobić. Nie skrępowanym i nadzwyczaj swobodnym jak na sytuację skokiem znalazł się na skraju pomostu. Odprężył się, rozciągnął mięśnie barków i pleców. Rychło zrobiło mu się nieco cieplej, chociaż to już nie miało żadnego znaczenia. Wiedział, co szykuje dla niego los. Po raz ostatni obejrzał się, bynajmniej nie w poszukiwaniu Moniki. Chciał się jedynie upewnić, że nikt mu nie przeszkodzi. Wreszcie włożył dłoń do kieszeni, w której ciążył mu spory, zimny kawałek metalu. Chwycił za rękojeść pistoletu. Jego oczom ukazał zakupiony wcześniej od jakiegoś Wietnamczyka w China Town Browning kaliber 9mm. Bez pośpiechu sprawdził magazynek – był pełen. Świadomie wyrzucił niemal wszystkie naboje w ciemną, morską toń. Zostawił tylko jeden. Ten jeden, który miał przepędzić w dal każde zmartwienie Mateusza.
Przespacerował jeszcze kilka kroków. Doszedł do samego końca małego mola. Tam stanął na samym jego rogu, odwrócił się twarzą do lądu: mgła opadła ukazując bajecznie rozświetlone miasto. Ostatni rzut oka na niebo, które tej nocy było nadzwyczaj pełne od gwiazd. A może zawsze tyle ich tam było tylko ja nie zwracałem na nie uwagi?, snuł domysły. Zresztą to już nie było ważne. Nic nie było. Pożegnalne westchnienie. Uniósł swojego Browninga i przyłożył go do skroni. Zmrużył oczy. Spust gładko ustępował palcowi wskazującemu. Sekundy mijały powoli, serce zachowywało się jak gdyby nigdy nic. Kolejne sekundy i… cyk! Mateusz otworzył zaniepokojony oczy. Spojrzał na broń dzierżoną w dłoni. Była nieodblokowana.
Wybuchł gromkim śmiechem. Nie mógł pojąć, jak to się stało, że nie odbezpieczył pistoletu. Tym razem jednak zrobił to co powinien, dla pewności sprawdził na wszelki wypadek magazynek i wrócił do pozycji wyjściowej. Wzrok skierował w niebo. Usta uchyliły się lekko.
- Miłość… - powiedział unosząc delikatnie kąciki ust w ironicznym geście rozbawienia.
Śpiące na nadbrzeżnych dachach mewy poderwały się nagle do lotu co zaniepokoiło wracających z połowu rybaków. Dopiero po chwili dobiegł ich uszu głośny huk wystrzału, a zaraz po nim głuche pluśnięcie. I znów martwa, nadmorska cisza.
Jak bardzo życie jest ulotne, to prawdopodobnie wie każdy. Jaki jest jego sens? To już z goła trudniejsze pytanie, na które nikt dotychczas nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi. A próbowało wielu. Mateusz również należał do tych, którym sens ziemskiego bytowania zaczął być kamieniem na szyi. Nie poradził sobie z ogromem sytuacji, przerosła go zdecydowanie. Uważał, że jest tylko jedna alternatywa, którą niekoniecznie za normalnego życia tolerował. Nabył narzędzie, które miało ukrócić jego cierpienia, udał się w odosobnione miejsce i strzelił sobie w skroń.
Niestety dla Mateusza, los miał wobec niego inne plany.
Karetka gnała przez miasto ma złamany kark. Wiozła ze sobą bowiem pacjenta w stanie krytycznym, wciąż jeszcze żywego, ale nie wiadomo jak długo może wytrzymać. Nieliczne samochody o tak późnej godzinie rozjeżdżały się na boki, aby zrobić miejsce ambulansowi na sygnale. Pojazdowi nie zajęło wiele czasu dotarcie do szpitala, gdyż znajdował się kilka przecznic od portu.
Mateusz leżał nieprzytomny na noszach. Można było mówić i niewyobrażalnym szczęściu, ponieważ kula wystrzelona w głowę, jakimś cudem przeszła przez podstawę mózgu, nie czyniąc większego spustoszenia, dosłownie o włos minęła przysadkę i rdzeń i przeszła na wylot. Jedynym problemem mogła być utrata olbrzymiej ilości krwi. Pocisk naruszył bowiem jedną z żył.
Po dalszych kilku cennych minutach Mateusz leżał już na stole operacyjnym gotowy do pokrojenia. Lekarz, który miał akurat nocny dyżur był znanym fachowcem w dziedzinie chirurgii neurologicznej, więc niebiosa sprzyjały niedoszłemu denatowi. Tuż przed nacięciem skóry głowy zdarzyło się coś niesamowitego: Mateusz otworzył na oścież oczy i zimnym, przerażonym wzrokiem wpatrywał się w jedną z pielęgniarek, która stała obok i podawała skalpel chirurgowi. Dziwna anomalia jednak ustąpiła, kiedy morfina zaczęła działać.
- Nieprawdopodobne, odzyskał przytomność. – słychać było szepty równie zaskoczonych co pielęgniarka lekarzy operujących.
- Panowie, będziemy to omawiać po zakończeniu operacji. Ratujmy człowiekowi życie! – przywołał towarzystwo do porządku jeden z nich.
Zabieg zatamowania krwotoku wewnętrznego trwał pięć długich, przesyconych niepokojem co do późniejszego stanu pacjenta godzin. Po tym czasie w głównym holu szpitala pojawił się doktor, który operację poprowadził. Czekały już na niego hordy dziennikarzy, niecierpliwie dopytujących się o przebieg zabiegu, powód próby samobójstwa i wiele innych mniej lub bardziej ważnych szczegółów. Obiecał odpowiedzieć na większość, podczas konferencji prasowej, która miała się odbyć następnego dnia z samego rana.
Sala, która naprędce została przygotowana przez noc była wypełniona po same brzegi. Każdy chciał bowiem zrobić artykuł swojego życia, więc dominowała młodzież. Widocznie redaktorzy naczelni nie widzieli w sprawie zwiększonego popytu na ich gazetę, dlatego do tej misji przydzielono z reguły młodych dziennikarzy, którzy dopiero rozwijali swe skrzydła. Cisza zapanowała dopiero, gdy pojawił się ordynator szpitala. Spokojnym krokiem w blasku fleszy podszedł do mównicy i zaczął:
- Dzień dobry państwu. Dziś jestem do państwa dyspozycji tylko przez te kilka chwil, więc apeluję o spokojne zadawanie pytań. Mam jeszcze dużo pracy, pozwolą państwo, że wyznaczę pierwszą osobę z pytaniem. – po tych słowach cała sala wzburzyła się zupełnie jak woda na czas sztormu. Wszyscy, oczywiście, chcieli zadać to pierwsze pytanie, jednak na ordynatorze nie zrobiło to większego wrażenia. Poczekał trochę, aż tłum zrozumie, że krzykiem nic nie zdziała i konferencję można było wreszcie zacząć.
- Panie dyrektorze! Proszę powiedzieć, co się właściwie stało?
- No cóż. Pacjent próbował z nieustalonych do tej pory przyczyn targnąć się na swoje życie. Policja ustaliła, że mógł to być zawód miłosny. Znalazł się on na brzegu mola, a następnie strzelił sobie w skroń.
- Jak to możliwe, że przeżył?!
- To rzeczywiście swego rodzaju cud: kula nie uszkodziła znacząco mózgu i, chwała Bogu, przeszła na wylot. Gdyby nie to, żeby ją wyciągnąć musielibyśmy albo rozbijać czaszkę z drugiej strony co byłoby jednoznaczne z zabiciem tego biednego człowieka, albo spróbować wyciągnąć pocisk, lecz skutki takiego zabiegu byłyby katastrofalne. Nawet gdyby przeżył tą skomplikowaną operację, mógłby stać się sparaliżowany na zawsze. Pocisk bowiem przeszedł bardzo blisko przysadki mózgu i rdzenia kręgowego. Usunięcie go bez naruszenia tych organów można by nazwać prawdziwym cudem.
- Jak się czuje pacjent?
- Jego stan jest ciężki, ale stabilny. Sądzimy, że będzie mógł chodzić i funkcjonować normalnie. Jednak nieuniknione jest, że straci niektóre wspomnienia. Część mózgu została uszkodzona, co źle wpłynie na pamięć.
- Co się z nim teraz dzieje?
- Wciąż pozostaje w śpiączce, lecz to chyba nie jest nic dziwnego.
- Kiedy wróci mu przytomność?
- Ta kwestia pozostaje nie do końca pewna. Nie wiemy, jak bardzo jest odporny jego organizm na końską dawkę morfiny. Przecież to nieopisany ból. Czas pokaże, ale będąc dobrej myśli sądzę, iż za trzy-cztery miesiące może wrócić do życia. A teraz państwo wybaczą, mam dużo pracy. – zakończył ordynator i zszedł z mównicy. Pożegnał go chór pytań, które nie zdążyły być zadane, ale nie obchodziło go to. Zastanawiał się tylko nad losem biednego pacjenta.
Wiele miesięcy potem…
Pierwsze nieśmiałe promienie słońca wpadły przez uchylone okno. Świeciły prosto w twarz, wciąż śpiącemu Mateuszowi. Świeże powietrze wlewało się do szpitalnego pokoju, niczym woda do tonącego statku. Mateusz poruszył ręką. Oczy miał jeszcze zamknięte, ale mózg na nowo rozpoczynał pracę i rejestrację bodźców zewnętrznych. Co się stało? Gdzie ja jestem?, brzmiały pierwsze od wielu miesięcy myśli. Zdobył się na odwagę, aby podnieść powiekę. Szybko jednak ją z powrotem zatrzasnął, gdyż oko, przyzwyczajone do ciemności musiało się trochę zaaklimatyzować w pełnym światła świecie. Gdy już oko nie potrzebowało ochrony przeciwsłonecznej, Mateusz otworzył je na oścież i napiął wiotkie mięśnie karku. Udało mu się na kilka sekund unieść głowę i rozejrzeć po pomieszczeniu, w którym się znajdował.
Szpitalna sala była dość mała, mieściły się w niej jedynie dwa łóżka i dwie szafki na rzeczy osobiste pacjenta. Drugie łóżko było puste. Ściany miały kolor bladoszary. Dodawało to ponurej atmosfery i tak już skromnemu wnętrzu. Obok stał stojak z zamontowaną kroplówką. Fakty powoli układały się w przerażającą całość. Zerwał prędko rękę i przyłożył ją sobie do głowy, tak jak kiedyś, bardzo dawno temu w pewnym zamglonym miejscu i wymacał delikatnie małą bliznę. Z bezsilności ułożył głowę z powrotem na poduszce. Przeżył! Nie miał prawa, ale jednak przeżył! Zasmucił się. Jednak smutek minął tak nagle, jak się pojawił. Począł wpatrywać się w sufit, zastanawiając się nad datą, nad swoim dalszym życiem. Chciał wiedzieć co się stało na świecie podczas jego nieobecności. Był głodny wiedzy.
Leżąc tak w bezsilności usłyszał stłumione kroki. Ożywił się natychmiast. Właściciel tych kroków mógł mu dostarczyć wiele bezcennych informacji dla niego, a przede wszystkim o nim. Wsparł się na łokciach i utkwił spojrzenie w drzwiach. Odgłosy stukania butów o posadzkę stawały się coraz to głośniejsze. Z każdą chwilą bliżej. I bliżej. Kiedy umysł podpowiedział, że osoba ta jest tuż za drzwiami uśmiechnął się mimowolnie. Tajemniczy ktoś nacisnął klamkę. Nawiasy lekko zaskrzypiały, radośnie obwieszczając słuchowi Mateusza, że drzwi wkrótce się otworzą.
Drzwi nie były już przeszkodą dla osoby, która je otworzyła. Niestety wciąż stała ona na korytarzu, robiąc jakieś notatki. Biała postać ruszyła wreszcie w kierunku przytomnego pacjenta. Wydała ona z siebie dziwny dźwięk. To chyba było zdziwienie, pomyślał Mateusz. Biała osoba w mgnieniu oka znalazła się przy jego łóżku. Mateusz mógł nareszcie zobaczyć pierwszą twarz, od niewiadomo jak dawna. A to co zobaczył, było widokiem anielskim.
Nieprzeciętnej urody pielęgniarka krzątała się nad nim zerkając to na odczyt EKG, to na zauroczonego pacjenta. Mówiła coś do niego, ale on wpatrzony był w nią bez reakcji na wszystko co się działo wokół niego. Piękna brunetka opatrywała właśnie małą ranę powstałą, kiedy venflon wypadł z żyły, w czasie gwałtownego ruchu ręką tuż po przebudzeniu. Kasztanowe włosy grzywki opadały swobodnie na oczy, acz nie utrudniając jej pracy. Reszta włosów spięta była w mały kucyk z tyłu głowy. Ciemne oczy najwyraźniej unikały wzroku Mateusza. Takie przynajmniej odniósł wrażenie. Cera, bardzo blada i gładka, chłonęła światło niczym czarna dziura. Mateusz również chciałby być przez taką kobietę wchłonięty. Zrazu jednak zorientował się, że coś jest nie tak. Mimo iż nie chciał, aby śliczna pielęgniarka odchodziła, czuł, że powinien zostać sam. Nie mógł wpaść na pomysł dlaczego. Po momencie spostrzegł powód. Otóż wcześniej leżał przykryty czymś w rodzaju koca i kołdry, ale teraz to, co go okrywało znajdowało się pod stopami Anioła. Szczęka opadła mu do samej klatki piersiowej.
Leżał przed nią w stroju adamowym. Kompletnie nagi. Zrobiło mu się momentalnie słabo. Krew odpłynęła od głowy przez co zakręciło mu się wszystko przed oczami. Odruch samozachowawczy zadziałał z lekkim opóźnieniem, ale kiedy już doszło do niego, że musi coś zrobić, postanowił się czymś przykryć. Nie znalazł nic pod ręką, za to kątem oka dojrzał prześcieradło, które trzymała niemniej zakłopotana pielęgniarka, wciąż zajęta tamowaniem krwi wypływającej z żyły na światło dzienne. Drugą, wolną ręką wykonał błyskawiczny ruch w jej kierunku. Gwałtownie szarpnął za koc, jednak zupełnie zdezorientowana pielęgniarka zamiast rozluźnić napiętą dłoń, jeszcze bardziej zakleszczyła swe zgrabne palce w materiale. A jako, że Mateusz pociągnął zdecydowanie silniejszym ruchem, niż chwyt Anioła, kobieta straciła równowagę i bezwiednie, próbując uniknąć zetknięcia się z jego nagim ciałem, podskoczyła. Mateusza urzekła jej niezwykła zwinność i gibkość, gdyż kobieta po sekundzie znalazła się po drugiej stronie łóżka. Pech jednak chciał, że poślizgnęła się na świeżo wypastowanej podłodze i ratując się przed upadkiem opadła na brzeg pryczy, popychając ją tym samym w kierunku otwartych drzwi.
Instynkt Mateusza również nie spał – wiedząc, że kolizja z futryną jest nieunikniona, wyszarpał w końcu koc, od którego wszystko się zaczęło i dosłownie w ostatniej chwili usiadł w połowie pryczy. Rozpędzone łóżko uderzając z impetem w drzwi wyrzuciło pacjenta na korytarz. Mateusz zerwał się jednak na równe nogi i owinięty tylko pledem stał na zimnej posadzce. Mimo silnych chęci Mateusza, długo nieużywane mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Niczym kolosalna statua runął na podłogę. W momencie wokół zbiegło się grono lekarzy i innych pielęgniarek. Ostrożnie podnieśli go i posadzili na wózku, po czym odwieźli wycieńczonego do granic możliwości, wciąż jeszcze zaczerwienionego pacjenta z powrotem do sali. Późniejsze wydarzenia potoczyły się bardzo szybko: dostał jakieś leki uspokajające, co spowodowało wielką senność. Jednak w spokojnym zaśnięciu przeszkadzała mu jedna myśl. Mianowicie chciał wiedzieć, co się stało z urodziwą pielęgniarką. Nie zdążył. Ponownie spowiła go ciemność.
Noc minęła mu niespokojnie. Prześladowały go koszmarne sny. Biegł dokądś… odwrócił się za siebie… huk strzału! Wtedy zerwał się z krzykiem. Pot zalewał mu oczy, ogarnął go nieprzyjemny chłód. Wziął kilka głębokich wdechów, przetarł zaspane ślepia i dopiero po tych małych, kosmetycznych zabiegach zorientował się, że nie jest sam. Obrócił głowę w kierunku jednego z kątów sali. Średniego wzrostu postać już nie siedziała na krześle jak wcześniej, lecz niepewnym krokiem zbliżała się ku niemu. Pogoda na zewnątrz w niczym nie przypominała tej z poprzedniego dnia. Mgła osnuwała świat, dlatego w pomieszczeniu panował względny mrok. Kiedy wzrok dostatecznie się wyostrzył, zobaczył twarz postaci. Serce zabiło mocniej, co zrazu zostało odnotowane na odczycie EKG. Osobą tą była pielęgniarka, którą zobaczył jako pierwszą po wybudzeniu się ze śpiączki.
- Proszę się uspokoić, to tylko zły sen. – powiedziała zanim zdążył cokolwiek pomyśleć. – Niedługo przyjdzie lekarz, proszę leżeć spokojnie i wypoczywać.
- Pani… - zaczął ochrypłym głosem. Odchrząknął głośno i, nie wiedząc czemu, przedstawił się. – Mam na imię Mateusz. |
|
|
|
|
|
|
Dark Morgoth
Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 7 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Wto 21:35, 19 Wrz 2006 |
|
hmmm bardzo fajne opowiadanko, napisz i wrzuc dalsza czesc
szkoda ze w pewnym stopniu mnie dotyczy, ale moze dlatego mi sie podoba |
|
|
|
|
Don Crown
Gość
|
Wysłany:
Wto 21:37, 19 Wrz 2006 |
|
Don Crown napisał: |
Wszystkie postacie, zdarzenia i miejsca są wytworem mojej wyobraźni. |
Nie dotyczy. |
|
|
|
|
Dark Morgoth
Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 7 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Śro 15:07, 20 Wrz 2006 |
|
znowu zostalem chyba zle zrozumiany chodzio mi o to ze ja mialem podobna (znaczy o wiele mniej extremalna i drastyczna) historie... |
|
|
|
|
Don Crown
Gość
|
Wysłany:
Śro 15:33, 20 Wrz 2006 |
|
Aaaa oooo woow! To wrzucaj, jeśli ciągle ją gdzieś masz - chętnie przeczytam |
|
|
|
|
Lia Fail
Dołączył: 25 Lip 2006
Posty: 35 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Śro 18:05, 20 Wrz 2006 |
|
Spodobało mi się to opowiadanie. Naprawde świetne i wciągające.) |
|
|
|
|
Poldinho'Almighty
Dołączył: 17 Sie 2006
Posty: 24 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Głogów
|
Wysłany:
Śro 18:45, 20 Wrz 2006 |
|
|
|
|
Don Crown
Gość
|
Wysłany:
Śro 20:42, 20 Wrz 2006 |
|
Winienem jestem małe sprostowanie.
1) Opowiadanie to napisałem kilka miesięcy temu, bodaj na początku roku.
2) Jest niecałkiem zgodne z rzeczywistością . Otóż trudno jest, strzelając sobie w skroń, trafić w rdzeń kręgowy i przysadkę zarazem. Napisałem tak, żeby dodać dramaturgii. A tak btw - na miejsce, w które większość samobójców sobie strzela nie zowie się skroń. Kości skroniowe znajdują się bowiem nad uszami, natomiast domniemana skroń kryje tak naprawdę kości klinowe .
3) Ten punkt wiąże się z 1. Napiszę po prostu, że napisałem opowiadanie, które później (mniej więcej) zrealizowało się w moim życiu. Okrutna ironia losu?
4) Kontynuacja - może będzie |
|
|
|
|
Poldinho'Almighty
Dołączył: 17 Sie 2006
Posty: 24 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Głogów
|
Wysłany:
Śro 23:08, 20 Wrz 2006 |
|
Don ... nie masz wyboruu nam się to spodobało kontynuacja MUSI być |
|
|
|
|
Crash665
Dołączył: 27 Lip 2006
Posty: 192 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bielsko-Biala
|
Wysłany:
Czw 2:40, 21 Wrz 2006 |
|
Właśnie przeczytałem, hmm świetne... ale.... tak, jestem tego typu człowiekiem, że chodzbym zobaczył mój ideał i tak miałbym zastrzeżenia.
Dziwi mnie postawa kobiety, strasznie taka... dziwna, znaczy tej pierwszej, przez całą rozmowe broni tego zwiazku jakby jej nie wiadomo zalezało, a potem jakby uznała, że skoro się nie udaje rzuciła mu zwykłe "spadaj, nic dla mnie nie znaczyłeś" (w przenośni), gdyby już to raczej by mu to jakos inaczej przedstawiała, ale nieźle zakreślone kobiece gierki.
Druga sprawa, sytuacja z pielegniarką i nagim Mateuszem, z krzesla na łóżko, z łóżka na sciane, na ziemie, w miedzyczasie na pielegniarce czy obok.... nieco zbytnio zagmatfane, jak dla mnie szczególnie mimo, ze z Polskiego raczej niezły jestem. Uprościłbym nieco sytuacje bo wlasnie tam wydaje mi sie to mało realne, w takich historiach malo kto zwróci uwagi czy on mógł strzelić sobie w skroń czy w rdzeń, ale jak się 5 razy pod rząd wywrócił.... |
|
|
|
|
Great Space Dwarf
Dołączył: 29 Kwi 2006
Posty: 402 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
|
Wysłany:
Czw 2:43, 21 Wrz 2006 |
|
Don, chociaż strzelanie sobie w... SKROŃ nie jest moim ulubionym tematem literackim, tym niemniej gratuluję całkiem udanej próby stworzenia fachowego opowiadanka. Dopatrzyłem się kilku błędów stylistycznych i frazeologicznych ale nie rzutowały specjalnie na całość, która całkiem przypadła mi do gustu. Btw. encyklopedia zdrowia z przekrojem organów wewnętrznych czaszki mimo wszystko nie nada opisowi nawet... wyjątkowo nieudolnego przestrzelenia sobie głowy bez większych szkód, realizmu, który może zostać uzyskany np. po konsultacji z lekarzem, wielokrotnie stosowanej przez autorów w takich przypadkach. I nie bardzo wiem po kij facetowi z uszkodzeniem mózgu robić po paru miesiącach nagminnie EKG... które jest badaniem serca i to rzadkim... no ale to polski szpital w końcu . Jedna rzecz - albo chcesz czytelnika wzruszać albo bawić. Utrzymuj opowiadanie w jednym klimacie, z jednej strony bowiem przejmowałem się losem ... niezbyt rozgarnietego gościa by po chwili zapomnieć o tym śmiejąc się z pielęgniarki jak z pornosów z zaburzeniami błednika... . Jeśli bohaterowi chcesz dać drugą szansę to jest ok ale bazą opowiadania jest ludzka tragedia, więc ten komiczny fragment jest trochę wstawiony z kosmosu.
Tyle krytki/..anctwa literackiego ode mnie . Ogólnie było nieźle - jeśli chciałbyś coś na serio w tym kierunku łaskawie zwróć uwagę na moje... eeee.... uwagi a jeśli chcesz tylko przedstawiać je nam czy znajomym to zdecydowanie czekamy na więcej |
Ostatnio zmieniony przez Great Space Dwarf dnia Czw 4:38, 21 Wrz 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Crash665
Dołączył: 27 Lip 2006
Posty: 192 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bielsko-Biala
|
Wysłany:
Czw 2:52, 21 Wrz 2006 |
|
We wanna more... krzyczał tłum... znaczy nie koniecznie ma próbować popełniać samobójstwo wychodząc ze szpitala ponownie, bo pewnie teraz nie miałby tyle szcześcia, jednak niech skończy się dobrze, niech pozna pielegniarke, zakocha się i.... puść na świat wodze fantazjii, której po powyższym tekscie Ci nie brakuje |
|
|
|
|
Great Space Dwarf
Dołączył: 29 Kwi 2006
Posty: 402 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
|
Wysłany:
Czw 3:00, 21 Wrz 2006 |
|
afff dobrali się dwaj erotomani.... - jak takie coś stworzysz to z dedykacją dla Crashera i niech da ci maila, jako admin forum nie dam zamieszczać tu.. ekhem... |
|
|
|
|
Crash665
Dołączył: 27 Lip 2006
Posty: 192 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bielsko-Biala
|
Wysłany:
Czw 3:10, 21 Wrz 2006 |
|
Great Space Dwarf napisał: |
afff dobrali się dwaj erotomani.... - jak takie coś stworzysz to z dedykacją dla Crashera i niech da ci maila, jako admin forum nie dam zamieszczać tu.. ekhem... |
Ehh tam no.... Eum niekoniecznie miało się skonczyć w łożku, mi chodzilo o romantyzm, razem chodzili nad przystań, tak pamiętną przystań nad którą miał ze sobą skonczyć, razem jedli tam truskawki, razem wychowywali psa, i razem oglądali zachody słońca.... jak i jego wschody.
A co do erotyków, to moja Polonistka uznała ze to świadczy o dojrzałosci pisarskiej, im więcej tym lepiej, byle zebym jej otwarcie nie pisał co robili |
|
|
|
|
Great Space Dwarf
Dołączył: 29 Kwi 2006
Posty: 402 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
|
Wysłany:
Czw 4:37, 21 Wrz 2006 |
|
Cytat: |
mi chodzilo o romantyzm, razem chodzili nad przystań, tak pamiętną przystań nad którą miał ze sobą skonczyć, razem jedli tam truskawki, razem wychowywali psa, i razem oglądali zachody słońca.... jak i jego wschody.
|
no weź nie pie****** |
Ostatnio zmieniony przez Great Space Dwarf dnia Czw 21:52, 21 Wrz 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
|
|
|